No to świetnie!
9 grudnia 2014
~Susan~
9 grudnia 2014
~Susan~
-A twoi rodzice wiedzą, że ty żyjesz?-powiedział Harry.
-Jasne, że tak.-powiedziałam-Przecież nie robiliby zjazdu rodzinnego.
-Trochę się denerwuje.
-Dlaczego?
-Bo, twoja rodzina może mnie nie zaakceptować.
-Zaakceptują cię. No oprócz mojej babci.
-Co?
-Nic, nic.
-Mamusiu.-powiedziała Darcy.
-Tak słońce?
-Ja nie chcę tam iść.
-Darcy, przecież pięknie wyglądasz. Nie chcesz się pokazać rodzinnie?
-Nie chcę!
-Jak pięknie wygląda Darcy?-powiedział Harry.
-Sam spójrz.-powiedziałam.
-Darcy, słońce, wyglądzas przepięknie!-powiedział Harry-Tak samo pięknie jak twoja mama.
-Miło to słyszeć.-powiedziałam i pocałowałam Harrego w policzek.
-Gotowe?-powiedział Harry.
-Można powiedzieć, że tak.
~Cinderella~
-Dzięki Claro, że mogę u ciebie mieszkać.-powiedziałam.
-Nie ma za co.-powiedziała Clara-Wybacz za ten bałagan. Szyłam do późna.
-Wybacz, ale to ja jestem Kopciuszkiem (ang.Cinderella).-powiedziałam-To ty jesteś projektantką?
-Tak. Nie widać?
-Ta-a. A jak ci idzie?
-Tak, że moje ciuchy nosi Susan Peace.
-Susan Peace?
-Tak, ona śpiewa w zespole L.I.F.E i jest narzeczoną Harrego Stylesa...
-Nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska.
-Jesteś hejterką One Direction?
-Nie. Po prostu nie lubię jak ktoś o nich gada przy mnie.
-Aha. To nie wiem jak chcesz tu u mnie mieszkać.
-Dlaczego?
-Po pierwsze Susan przychodzi tu często z swoim narzeczonym, a po drugie jestem Directionerką.
-Aha. Wybacz, ale muszę się przejść.
-Spoko. Wrócisz na obiad?
-Nie. Zjem na mieście.
~Liam~
Siedziałem na kanapie, Elena ciągneła za sobą walizkę.
-Jesteś tego pewna?-powiedziałem.
-Liam, mówiłam ci już.-powiedziała Elena-To już koniec. Nie kocham cię już.
I wyszła, zastrzasnęła za sobą drzwi. Zostałem sam. Wziąłem nabrałem powietrza do płuc, wstałem z kanapy, podeszłem do wieszaka, wzięłem mój płaszcz i wyszłem się przejść.
***
Spacerowałem bo parku, tak w nieskończoność. Nikt w parku nie zwracał na mnie uwagi. Jakby Liam Payne nie szedł dróżką w parku, jakby był zwykłym człowiekiem. Szukałem wolnej ławki, żeby usiąść, ale wszystkie były zajęte, oprócz jednej. Na której siedziała samotnie czerwono włosa dziewczyna. Usiadłem obok niej, w ogóle na zwróciła uwagi, że usiadłem obok niej. Miała słuchawki na uszach, słuchała bardzo głośno muzykę. Jak dobrze słyszałem słuchała Katy Perry-Roar. Ściągneła słuchawki i spojrzała na mnie.
-Co się tak na mnie gapisz?-powiedziała czerwono włosa.
Miała oczy brązowe, a na twarzy miała piegi.
-Sorry.-powiedziałem-Strasznie głośno słuchasz muzyki i dlatego.
-Yhm.-powiedziała czerwono włosa-Jestem Cinderella, ale mówią mi Will. A ty jak masz na imię?
Jak powiem, że Liam. To zacznie piszczeć na cały park. I wszyscy się tu zbiegną, żeby zobaczyć o co te krzyki.
-Jackson.-powiedziałem-Przyjaciele mówią mi Jack.
-Wybacz, że tak balne.-powiedziała Will-Ale przypominasz mi Liama Payne z One Direction.
Mówiła moje imię i nazwisko z odrazą i nazwę zespołu tak samo.
-Kuzyn.
-Aha.
-Słuchasz...
-Nie! Nie słucham One Direction. Jeśli o to chciałeś zapytać.
-Właśnie o to.
-Studiujesz coś?
-Tak. Studiuje prawo. A ty?
Liam, chłopie kolejne kłamstwo.
-Dopiero zaczynam psychologię.
-Psychologiem chcesz zostać?
-Mam to po tacie, który jest psychologiem.-powiedziała Will-Wiesz co Jacki, miło się z tobą rozmawia.
-Dzięki i nawzajem.
Cinderella uśmiechneła się.
-Powinniśmy się kiedyś jeszcze znów spotkać.-powiedziała Cinderella.
-Może jutro dziewiętnastej?-powiedziałem-Przyjadę po ciebie i wybierzemy się na jakąś kolację? Hm? Co ty na to?
-Jasne! Mieszkam na ulicy Cling 8/5.
-No to do jutra.
~Harry~
Oddychaj spokojnie, Styles. Obiecałeś Susan, że nie zrobisz jej obciachu, przy jej całej rodzinnie.
-Harry, wszystko w porządku?-powiedziała Susan.
-Wszystko w porządku.-powiedziałem.
-Jesteś pewien? Bo od dzięsięciu minut się cały trzęsiesz.
-Jestem w stu procentach pewny.
-Suzi!-uszłyszałem czyjś głos.
Do Susan podeszła jakaś kobieta.
-Ciocia Tiana!-powiedziała Susan-Jak dawno cię nie widziałam!
-Też się cieszę, że cię widzę.-powiedziała ciocia Tiana-A co to za przystojniak przyszedł z tobą?
-To jest Harry, mój narzeczony.
-Miło mi panią poznać.-powiedziałem ściskając ręke ciotki, Sus.
-Mów mi Tia.-powiedziała ciocia Tiana-Zuzinko, nie wiedziałam, że znajdziesz sobie takiego faceta.
-Ciociu, ja sam nawet nie wiedziałam, że takiego znajdę.-powiedziała Zuza.
Poczułem, że ktoś ciągnie mnie za dół manynarki. Spojrzałem w dół, osobą która ciągnełą mnie za manynarkę byłą Darcy.
-Tak, Darcy.-powiedziałem.
-Jak chcę do domu.-powiedziała Darcy.
-Nie tylko ty.-powiedziałem-Ale obiecałem twojej mamie, że tu będziemy.
-Ale, ja chcę do domciu!-powiedziała Darcy bliska płaczu.
-Co to za mała dziewczynka?-powiedziała ciocia Tiana.
-To moja córka. Ma na imię Darcy.-powiedziała Susan.
-Masz córkę?
-Tak.
-Ile ona ma lat?
-W marcu za rok skończy pięć lat.
-Pięć? Czekaj, to ty ile lat miałaś kiedy ona przyszła na świat?
-Czternaście.
Susan nie lubiała mówić tego innym. Że Darcy jest jej córką i urodziła ją kiedy miała czternaście lat. I do tego ojcem Darcy jest o dwa lata starszy od Susan, mężczuzna. Czyli ja.
-Z kim się zapuściłaś?-powiedziała ciotka Tia.
-Z synem, przyjaciółki mojej mamy.-powiedziała Zuza.
-Anne ma syna?
-Tak, ma.
-Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że ma córkę.
-O Tia, widzę, że poznałaś narzeczonego Susan.-powiedziała pani Peace.
-Cla, powiedz mi. Anne ma syna?-powiedziała Tiana.
-Tak, ma.-powiedziała pani Peace-A co?
-Bo dowiedziałam się, że twoja córka zapusciła się jak miała czternaście lat, z synem Anne.
-No i?
-Jak syn Anne, ma na imię?
No to po mnie. Darcy wpadła w płacz, pochyliłem się nad nią i wzięłem ją na ręce.
-Ciii. Spokojnie.-szepnęłem Darcy do ucha.
-Claro, chcę znać odpowieć.
-Ja.-powiedziałem.
-Co?
-Harry!-powiedziała Zuza.
-Wybacz.-powiedziałem.
-Zuzanno Maro Peace, czy to prawda?-powiedziała ciotka Tiana.
-Tak.-powiedziała Zuza.
-Tiano.-uszłyszałem głos pana Peace.
-Adamie.
-Nie powiesz chyba mamie?-powiedział pan Peace.
-Mam zamiar.
-Zabraniam ci.
-Jestem już dorosła i robię to dla jej dobra.
-Jeśli chcesz, robić to dla dobra Susan, to nie mów mamie.
-Nie, Adamie.
-Rób jak chcesz. Ale wiedz, że niszczyszcz życie mojej córce, kolejnej.
-Ja przynajmniej zwracałam uwagę na Charlottę.
-Ty jej coś nagadałaś i teraz przez ciebie została ukarana karą śmierci.
Pani Tiana, poszła.
-Adamie, starałeś się jak mogłeś.-powiedziała pani Peace.
Czułem jak Susan łapię mnie za ręke.
-Czyli to koniec?-powiedziała Susan.
-Na to wygląda, córuś.-powiedziała pani Peace.
-Nie kapuję. Jaki koniec?-powiedziałam.
-Moja babcia jest przeciwna związków z brytyjczykami.
-A sama wyszła za brytyjczyka.-powiedział pan Peace-Moja matka, czyli Susan babcia, jest tu głową rodzinny i to ona decyduję o życiu nasz wszystkich.
No pięknie. Znowu stracę Sus.
__________________________________________________
Rozdział trzeci. Chora jestem i siedze w domu i więc zaczełam pisać rozdział. Miłego Czytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz