Ból smutku
1-2 maraca 2014, oraz 4 marca 2010
Oczami ZuzyHarry od kąd spytałam się czy Kendall chcę iść z nami, wogóle się do mnie nie odzywał, nawet na mnie nie spojrzał.
-Może pójdziemy coś zjeść?-powiedziałam.
-Bardzo chętnie bym poszedł z wami, ale muszę już lecieć.-powiedział Kendall.
-Cześć, może znowu się zobaczymy.-powiedziałam.
Po dwóch sekundach straciłam Kendalla z oczów. Harry prowadził mnie do resturacji.
***
Jedliśmy w milczeniu. Nie spojrzał na mnie, nic nie powiedział. Cisza.
-Harry.-powiedziałam.
Cisza.
-Harry.
Znowu cisza.
-Harry!
-Słucham cię.-powiedział Harry.
W jego oczach widniał smutek i złość.
-Właśnie, że nie. Nie słuchasz mnie.
-Słucham cię.
-Nie. Jesteś poprostu zazdrosny.
-Nie jestem.
-Jesteś!
-Nie jestem!
-Nie wmawiaj mi, że nie jesteś. Widzę to po tobie, że jesteś zazdrosny.
-Mów jak chcesz, ale i tak nie jestem zazdrosny.
-Kendall, to tylko mój przyjaciel z dzieciństwa, a ty jesteś miłością mojego życia.
-Już ci mówiłem. Mów sę jak chcesz.
-Harry...
-Jedz. Później porozmawiamy.
Oczami Harrego
-Nie piorunuj mnie tym zwrokiem.-powiedziałem, siadajac na łóżku obok Susan.
-Jesteś zazdrosny.-powiedziała Susan.
-Ty znowu to samo.
-Tak.
-Przestań już, mówić, że jestem zazdrosny!
-Bo jesteś zazdrosny!
-Dobra! Jestem! Szczęśliwa?
-Tak.-powiedziała Susan dając mi z liścia.
-Ał! A to za co?
-Za to, że jesteś idiotą!
-A ty musisz zawsze coś wiedzieć, co nie jest twoim interesem!
-Naprawdę? A kto mieszał się w moje życie?!
-Robiłem to dla twojego dobra!
-Robisz coś dla mojego dobra?! Wiesz co powineś robić? Zostawić mnie w świętym spokoju!
-Susan...
-Nie, Harry.
-Proszę.
-Harry.
-Przepraszam.
-Nic to już nie znaczy. Poprostu los uważa, że nie powiniśmy być parą.
-Nie mów tak!
-A jak mam mówić? Skoro co chwilę się kłócimy? To kłótnia nas rodzieliła nie całe cztery lata temu!
Oczami Harrego 4 lata temu...
Pracowałem w piekarni, codziennie o ósmej, przychodziła ciemna blondynka gdzieś około 13 lat. Ona obserowowała mnie cały czas. Gdy zauważyłem, że na mnie patrzy, rumieniła się i patrzyła na podłogę.
-Ta podłoga musi ci się strasznie podować, że codziennie na nią patrzysz.-powiedziałem.
-Co? Podłoga ładna, ale sprzedwaca jeszcze ładniejszy.-powiedziała ciemno blond dziewczyna-Jestem Susan.
-Ja raczej nie muszę się przedstawiać.-powiedziałem wskazując na plakietkę z moim imięniem.
-Harry, to ładne imię, kojarzy mi się z Potterem.-powiedziała Susan-Nawet masz zielone oczy jak on.
Uśmiechnełem się.
-Dzięki.
Dzięwieć mięsięcy później...
Dziś się odbywają castingi (czy jakos tak to się zwie, Zuza ty idiotko! No nie ma to jak gadanie, a raczej pisanie samej do siebie) do X-Factora. Siedziałem na poczekalini, gdy powiedzą mój numer. Susan przyszła żeby mnie dopingować, tylko, że ona była czymś zdenerwowana.
-Susan wszystko dobrze?-powiedziałem.
Zero odpowiedzi.
-Susan.
Nic cisza.
-Susan!
-No co?!-powiedziała Susan.
-Chciałem wiedzieć czy wszystko dobrze.
-Dobrze, dobrze. Wprost wspaniale!
-Jest coś nie tak.
-Nic.
-Jest.
-Nie jest!
-A właśnie, że jest!
-Ty. Ty jesteś tym problemem.
-Ja? Problemem?
-Tak ty. Zakochałam się w tobie! A ty tego nie rozumiesz!
-Jak mam to rozumieć? Skoro mi tego nie mówiłaś?!
-Mówiłam ci ze sto razy, że cię kocham, a ty nie zwracałeś na to uwagi! Ty poprostu mnie nie słuchasz!
Susan wstała, wzieła swoją torbę i wyszła. Nie biegłem za nią. A po co? Jak i tak ma mnie gdzieś.
Oczami Zuzy
W ogóle za mną nie biegł, nie powtrzymał mnie od wyjścia. Jestem młoda i głupia, zakochałam się w chłopaku który był od demnie o trzy lata starszy. Już przenigdy nie zakocham się w chłopaku który będzie od demnie o trzy cholerne lata starszy.
Oczami Zuzy teraz...
-Jesteś od demnie o cholerne trzy lata starszy.-powidziałam, kiedy Harry złapał mnie za ręke-Cztery lata temu obiecałam sobie, że nie zakocham się w chłopaku który będzie od demnie o trzy lata starszy! I co? I tak się zakochałam! W tym z którym się pokłóciłam.
-Skarbie, ostatnia szansa.-powiedział Hazza.
-Do już trzecia.
-To znaczy, że chcę żebyś była moja.
-Kocham cię.
-Wiem to.
-Harry...
-Tak?
-Słuchaj po ja muszę jutro wrócić do Londynu.
-Dlaczego?
-Muszę iść do lekarza.
-Muszę iść do lekarza.
-A no tak.
-Tak więc, zawieziesz mnie na lotnisko?
-Tak, oczywiście.
3 godziny później...
-Zadzwonisz jak będziesz wiedzieć?-powiedział Harry całując mnie w czoło.
-Jasne.
-Jestem dla ciebie 24 godziny na dobę, dzwoń.
-Oczywiście. Będe dzwonić. Obiecuje.
Pocałowałam Harrego mna pożegnanie i ruszyłam w strone korytarz który prowadził do samolotu, którym miałam wylecieć.
Dzień później...
-Panna Susan Peace?-powiedziała pielegniarka.
-Tak to ja.-powiedziałam podnosząc ręke do góry.
-Doktor Smith, prosi żeby pani weszła.
Wstałam podeszłąm do drzwi otworzyłam je i weszłam.
***
-Bardzo źle.-powiedział lekarz.
-Co?
-Przykro mi ale pani, poraniła.
-Co? Jak to?
-Tak to. Czasami zdarzają się takie przypadki.
-Dziękuje.
***
Trzesnełam drzwiami, usiadłam na podłogę, zaczełam płakać. Co powiem Harremu? Pewnie żerają go nerwy i czeka na mój telefon. Ta cząstka człowieka która była we mnie znikła, tak poprostu. Sięgnełam po torebkę, wyciągnełam telefon i wykręciłam numer Harrego.
Oczami Harrego
-Kto dzwoni o pierwszej nad ranem?-powiedziałem ziewając-Susan.
Odebrałem, słyszałem w słuchawce telefonu płacz.
-Wybacz, że cię budze Harry, ale...-powiedziała Susan.
Słyszałem jak pociąga nosem, jej głos drżał.
-Nic się nie stało.-powiedziałem-Mów.
-Poraniłam.
-Co?
-Nie będziemy mieć dziecka.
-Teraz czy już nigdy?
-Tylko teraz. Oh Harry, jestem sama, nie wiem co robić. Smutek mnie żera. Do Japonii nie wróce skoro jutro jest koncert i leczycie do Brazyli.
-Skarbie, uspokój się. Coś wymyślę. Może uda mi się namówić menadzera, żeby zrobił nam tydzień wolnego. Zgoda?
-Zgoda.
-Ja muszę kończyć. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Susan się rozłączyła. A tak się cieszyła, a tu proszę, niechcenny los. Jest dopiero druga w nocy, w czasie próby porazmawiam z menadzerem, a teraz spać.
_________________________________________________________________
Sześć! Miłego czytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz