piątek, 20 grudnia 2013

Ever Ever After #7

You & I
20 grudnia 2014

~Laura~
-Trzeba, już zacząć ćwiczyć.-powiedział Zayn.
-Jak finał jest dopiero ósmego stycznia.-powiedziałam-Mamy czas.
-Wcale, że nie. Za niedługo święta i do ósmego stycznia szybko minie.
-Dobra. To jakiej ma się piosenki uczyć?
-Coś wymyślimy.
-Ta. To ja prędzej wymyśle imię dla dziecka.
Zayn uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
-Tak więc, jak będzie miało na imie nasze dziecko?
-Nicola Wiktoria Malik.
-To jaką piosenke będziesz śpiewać?
-Hm...Wiem! ''You & I''.
-Okey.
-Zayn, nie wiedziałam jak ci powiedzieć, że będziesz ojcem.-mówiłam przez łzy.
-Spokojnie.-powiedział mój mąż.
-Zayn, naucz mnie śpiewać ''You & I''.
-Dobrze. Choć.
Zayn mnie pocałował i poszliśmy śpiewać.


~Harry~
-A może ta?-powiedziałem.
-Nie.-powiedziała Susan.
-To wreście jakąś choinkę kupimy czy nie?
-Tak strasznie jestem wkurzająca?
-Niestety, tak.
-To może. Po czekam w aucie, a ty w spokoju wybierzesz choinke.
-Nie.-powiedziałem i obiełem Susan w pasie.
-Ludzie się na nasz patrzą.-powiedziała Sue.
-A niech sobie patrzą na nas.
Przybliżyłem moją twarz do twarzy Susan, czułem jej oddech.
-A gdzie jest Darcy?-powiedziała Susan uwalniając się z moich objęć.
Było tak blisko.
-Nie wiem.
-Nie mów, że ją zgubiliśmy!
-Yyy...raczej nie.
-No pięknie.
-Spokojnie. Znajdziemy ją. Napewno nie poszła za daleko.


~Darcy~
Dziwni ludzie na mnie patrzyli. Trzymałam w ręce mojego misia Fele. 
Miś Darcy

-Chłoinka.-powiedziałam sama do siebie, kiedy zobaczyłam duże zielone drzewko.
-Darcy, gdzie tu się szlajałaś?-uszłyszałam głos mojego taty, kiedy ktoś wziął mnie na ręce.
-Tata.-powiedziałam, wtulając sie w klatkę piersiową mojego taty.


~Susan~
Darcy się znalazła. Co za ulga. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Susan!-uszłyszałam głos Harrego.
Kiedy nagle nastanęła ciemność.

15 minut później...
~Harry~
Wkółko chodziłem po korytarzy w szpitalu, przed wejściem do sali do której zabrali Susan. Darcy siedziała na krześle i machała nogami w powietrzu i gadając do pluszowego misia. Dziwi mnie to, że Darcy jest taka spokojna. No tak przecież jest dzieckiem. Nagle ze sali wyszedł lekarz.
-Co jest z Susan?-powiedziałem.
-Mam złą i dobrą wiadomość.-powiedział lekarz-Zła jest taka, że panna Peace jest w krytycznym stanie i w śpiące i nie wiem czy się obudzi. A dobra wiadomość to taka, że urodziła dwójke zdrowych dzieci.

Śpiączka,
Krytyczny stan,
Może nigdy się nie obudzi,
Dwoje dzieci,
Do tego zdrowe.
-Jak to urodziła dwójke dzieci?-powiedziałem-Przecież mi mówiła, że poroniła.
-Może lekarz, pomylił się w badaniach.
-Yhm. A mógłbym zobaczyć te dwoje dzieci?
-Oczywiście. Pierwsze piętro drugie drzwi po prawej.
-Dziękuje.
***
-Gdzie idzemy?-powiedziała Darcy.
-W jedno takie miejsce.
-A w jakie?
-A niespodzianka.
-A powies mi jaka to niespodinka?
-Wtedy to nie będzie niespodzianka.
Doszliśmy do drugich drzwi po prawej. Zapukałem w drzwi. Drzwi otworzyły się.
-Dzień dobry.-powiedziała pielięgniarka-W czym mogę służyć?
-Chciałem zobaczyć dwójke dzieci, które urodziła moja narzeczona.
-Jak nazywa się pana, narzeczona?
-Susan Peace.
Pielęgniarka podeszła do szafki w której znajdowały się akta urodzenia. Szukał coś przez dwie minuty, kiedy znalazła i podeszła do mnie.
-Jak ma pan na imię i nazwisko?
-Harry Styles.
-Proszę za mną, panie Styles.
-A czy mogę wziąść ze sobą moją córkę?
-A ile ma lat?
-W marcu skończy pięc lat.
-Nie zabardzo. Ale zrobie ten jeden wyjątek i pozwole.
-Dziękuje.
-Tylko musi być cicho.
-Dobrze.-powiedziałem-Darcy.
-Tak tatusiu?-powiedziała Darcy.
-Chodz tu.-powiedziałem i wziełem Darcy na ręce-Teraz będziemy iść tam i będziesz musiała być cicho. A jak nie będziesz cicho to nici z niespodzianki.
-Bede cichutko.-powiedziała Darcy.
***
-Tutaj.-powiedziała pielęgniarka.
-Trzymacie dzieci w różnych salach?-powiedziałem.
-To jest sal, do której trafiają dzieci porzuczone przez rodziców lub jak w dzisiejszym przypadku.
-Yhm.
W sali było tak z siedem małych łóżeczek, wszystkie były puste. Oprócz jednego, w którym leżały dwoje dzieci.
-Proszę. O to pańskie dzieci.-powiedziała pielęgniarka.
-Czy mógłbym zostać, kopie akt urodzenia dzieci?
-Tak, oczywiście. Zaraz przyniosze.
Pielęgniarka wyszła. W sali zostałem tylko ja, Darcy i dwójka dzieci.
-Darcy.-powiedziałem cicho, żeby nie obudzić niemowlęci.
-Tak?
-Chciałabyś mieć rodzeństwo?
-Tak.
-To proszę o to one.
Delikatnie pochyliłem się nad łóżeczkiem w którym leżały dwoje dzieci. Zauważyłem, że Darcy się uśmiecha, gdy nagle się do mnie przytuliła.
-I co podoba się niespodzianka?-szepnełem Darcy do ucha.
-Tak.
-Proszę, kopie akt urodzienia dzieci.-powiedziała pielęgniarka.
-Dziękuje.-powiedziałem i wziąłem od pielęgniarki brązową teczke.
Poszadziłem Darcy na krześle, a ja usiadłęm obok niej. Otworzyłem teczkę, w środku były dwie kartki. Na pierwszej pisało:
,,Imiona: Harriet Eleanor. Nazwisko: Styles. Płeć: Dziewczynka. Kolor oczów: Zielone. Kolor włosów: Brąz. Rodzice: Susan Mara Peace i Harry Edward Styles. Data urodzenia: 20 grudnia 2014 roku, o godz. 15:43.''
A na drugiej:
,,Imiona: Louis Luke. Nazwisko: Styles. Płeć: Chłopiec. Kolor oczów: Brązowe. Kolor włosów: Ciemny lub jasny blond. Rodzice: Susan Mara Peace i Harry Edward Styles. Data urodzenia: 20 grudnia 2014 roku, o godz. 15:43.''
Czyli ta mała dziewczynka to Harriet, a ten mały chłopczyk to Louis. Trochę nie ogarniam. Wstałem wziąłem Darcy na ręce.
-Kiedy bym mógł odebrać dzieci?
-22 grudnia.
-Dziękuje.

~Susan~
Słyszałam pipkanie jakeś rzeczy i rozmowy ludzi, tylko co drugie słowo. Czyli jeszcze żyje.
A mogę otworzyć oczy? 
Pytasz sama siebie, Zuza?
Tak, Susan pytam się sama siebie. Szęśliwa?
Nie.
A dlaczego nie?
Bo ty Zuza jesteś czasami taką blondynką.
Mówi to ja sama.
Tak. Tylko ja jestem Susan, a ty Zuza.
Nie jesteśmy w książce Stephenie Meyer ,,Intruz''. I Susan i Zuza  to ta sama osoba.
Chyba.
Nie dziwie się Harremu, że go czasami wkurzam. Naprawdę jestem taka irytująca.
Brawo! Wspaniałe odkrycie!
Przymknij się.


~Cinderella~
Leżałam na łóżku w moim pokoju i czytałam książke. Kiedy nagle do pokoju weszła Clara.
-Co chcesz?-powiedziałam.
-Była tu przed minutą twoja mama.-powiedziała Clara.
-Tak. A co chciała.
Clara otworzyła szerzej drzwi i zobaczyłąm dwuletniego chłopca

Tony James Maslow (syn Cinderelly i James'a)
trzymającego Clare za ręke.
-Pozdrawia cię i całuje.-powiedziała Clara-Kazała mi przyprowadzić chłopca.
-Zostawiła Toniego?-powiedziałam-Wiedząc, że studiuje?
-Powiedziałam to twojej mamie to samo. Ale ona powiedziała, że nie ma jak zająć się wnukiem.
-Ja też za bardzo nie mam jak.
-Pomogę ci. Ja będe się zajmować twoim synem jak ty będziesz w szkole, a ty poszkole. Co ty na to?
-Zgoda.-powiedziałam-Dasz mi Toniego?
-Tak.
Clara wzięła mojego syna na ręce i następnie posadziła go obok mnie.
-Jeśli coś będziesz chciała. To jestem w swoim pokoju.-powiedziała Clara zamykając drzwi.
-Mama.-powiedział Tony, przytulając się do mnie.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam syna w głowę.









___________________________________________________________________
I siódmy. Yeah :)






















 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz